Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Kultura

2006.01.27 g. 13:23

"To nie są czasy kotku na wielką miłość"

- recenzja spektaklu "Romeo i Julia" (Teatr Studio Buffo). Premiera: 8 października 2004r.
Mercedesy, telefony komórkowe, break-dance, motocykle, jacht, padający strumieniami deszcz, wschodnie sztuki walki, zawieszony na linie Romeo, opadający ruchem wahadłowym na scenę, oraz podniebne akrobacje aktorów. Tak w kilku słowach podsumować można najnowszą produkcję Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy. Premiera "Romea i Julii" odbyła się 8 października 2004 w warszawskiej hali Torwar.

Libretto według Szekspira – Janusz Józefowicz, muzyka – Janusz Stokłosa, teksty piosenek – Jan Werner. Po długich, wieloetapowych castingach oraz warsztatach w Ojcówku wyłonione zostały cztery Julie i dwóch Romeo. Obok młodych, anonimowych jeszcze wykonawców wystąpiły gwiazdy polskiego teatru, m.in. Joanna Liszowska ("Panna Tutli Putli", "Chicago"), Emilian Kamiński ("Chicago", "W Obronie Jaskiniowca"), Tomasz Steciuk ("Koty", "Miss Saigon", "Panna Tutli Putli"), Małgorzata Duda ("Mickiewicz Nieznany") oraz Natasza Urbańska ("Metro", "Panna Tutli Putli"). Wszystko zwiastowało sukces, czy jednak "Romeo i Julia" stało się wydarzeniem artystycznym na miarę "Metra", czy może jest to typowy przykład przerostu formy nad treścią?

 

Dramat dwojga młodych kochanków przeniesiony został w XXI wiek. Opowiedziany na nowo zyskał zupełnie inny wymiar. Tak więc scenę balu u Capulettich zastępuje impreza w klubie, zamiast XVI - wiecznych kostiumów zobaczyć możemy modne ubrania z najnowszych kolekcji, a Ojciec Laurenty zamienia się w dealera narkotyków. Spektakl ten adresowany jest głównie do młodej widowni, toteż Józefowicz "niezrozumiały" język Szekspira zastąpił prostą gwarą młodzieżową. Teksty piosenek i dialogi są więc nieskomplikowane, można nawet powiedzieć – banalne. Trudno w tym spektaklu odnaleźć sztukę Williama Szekspira (również na plakacie nie pojawia się jego nazwisko). Scenografia stanowić miała połączenie nowoczesności ze stylem renesansu: na prostym rusztowaniu imitującym XVI – wieczną budowlę widniały współczesne podświetlane bilbordy i neony. Nie da się jednak ukryć, że spektakl ten zrealizowany został z wielkim rozmachem. Widz niemal co chwilę "bombardowany" jest rozmaitymi atrakcjami. Atrakcje te akcentowane są na tyle silnie, że zamiast ubarwiać i uwspółcześniać musical, dają wrażenie przesytu, my zaś zamiast skupić się na muzyce i fabule, zaabsorbowani jesteśmy ilością przejeżdżających motorów albo trójką "latających" wokół głównego bohatera aktorów. Nie najlepszym pomysłem okazała się również próba samobójcza Romea. Przypięty liną skoczył on z podestu mieszczącego się nad sceną. Niestety w dniu premiery lina okazała się za krótka i Romeo przez pewien czas "dyndał" na linie, próbując rozpaczliwie złapać grunt pod nogami.

 

Na pochwałę zasługują jednak odtwórcy głównych ról, tzn. Zofia Nowakowska i Krzysztof Rymszewicz. 16-letnia Zosia ma na swoim koncie wygraną na Ogólnopolskim Konkursie Piosenki w Chodzieży. Zdobyła też II Miejsce w Międzynarodowym Konkursie Piosenki w Jarocinie. Do wzięcia udziału w castingu do "Romea i Julii" namówiła ją nauczycielka muzyki. 17-letni Krzysztof jest laureatem nagrody Grand Prix na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Ekologicznej oraz zdobywcą III miejsca na Ogólnopolskim Festiwalu Dziecięcym i Młodzieżowym w Chodzieży w 2004 roku. Wyjątkowo dojrzałe głosy młodych wokalistów rozświetlają cały musical. Ciekawym pomysłem okazało się też zaangażowanie do musicalu grupy break-dance "Crazy Squad". Na liście mocnych stron musi pojawić się również finałowy taniec w deszczu oraz znakomita muzyka Janusza Stokłosy.

 

Spektakl nie powinien być tylko widowiskiem, ale również skłaniać do refleksji oraz pobudzać emocje. "Romeo i Julia" z pewnością nie spełnia tych założeń. Pozostaje pustym (choć pełnym efektownych atrakcji i trików) przedstawieniem, nie wymagającym od widza samodzielnego myślenia, wyciągania wniosków, czy własnej interpretacji przewijających się przed nim obrazów, nie skłaniającym do zagłębienia się w psychologiczne aspekty postaci (gdyż krótko mówiąc nie ma w co się zagłębiać). Z teatru (a raczej z hali Torwar) wychodzimy pod wrażeniem finałowego tańca w deszczu, choć pewnie lekko rozczarowani zbyt prostą i swobodną interpretacją tragedii Szekspira, w której wszelkie uczucia bohaterów straciły swoją wartość i siłę wyrazu zatracając się w zbyt brawurowo i modernistycznie potraktowanej oprawie musicalu. Może faktycznie, jak śpiewała Natasza Urbańska w roli Rosaliny – "To nie są czasy kotku na wielką miłość".



Opublikowal:
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy